Latające buty
Contents
Rozdział 5 Latające buty
Laura z każdym dniem chodziła coraz lepiej. Jej nogi stały się silne, a dobry nastrój i szczęście pomagało w leczeniu. Wkrótce umiała nie tylko chodzić, ale też biegać i skakać. Była najszczęśliwsza na świecie. Dziewczynka wreszcie mogła robić wszystko to, co inne dzieci. Wciąż miała nowe pomysły i próbowała różnych rzeczy.
Pewnego razu wybrała się z rodzicami do parku rozrywki. Nie takiego dla małych dzieci, ale do największego z możliwych. Cieszyła się na widok ogromnych pędzących rollerkasterów. Musiała spróbować przejażdżki niemal na każdym z nich. Co to było za uczucie, kiedy zjeżdżała pędem z wysoka. Zupełnie jakby latała. Czuła się jak we śnie. Buty na jej nogach też były zachwycone. Baleriny nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczały. Nagle jednak wydarzyło się coś nieprzewidzianego. Zafascynowana Laura nie czuła jak pod wpływem pędu na szczycie roolerkastera balerinki zsuwają się jej z nóg. Najpierw jeden but, a po chwili drugi zaczęły spadać w dół. Leciały unoszone wiatrem, kręciły się i wirowały. Zupełnie jak spadochroniarze skaczący z samolotów. Śmiały się i piszczały z zachwytu. Wkrótce spotkały w powietrzu więcej wolnych latających butów. Były tam klapki, skórzane sandały oraz inne baleriny. Wszystkie wirowały, aż w końcu wpadły w wysoką nie koszoną trawę pod rollerkasterem. Na szczęście upadek nie uszkodził balerin Laury, ani żadnych innych butów. Gdy rollerkaster wyhamował pan z obsługi wszedł w zarośla i zbierał pogubione buty. Pracownicy przyzwyczaili się, że po każdej przejażdżce ktoś z pasażerów wysiada boso i muszą szukać ich butów. Laura ucieszyła się kiedy odzyskała swoje baleriny i podążyła na kolejną atrakcję. Buty też były bardzo zadowolone, bo nie spodziewały się takich przeżyć tego dnia.
Wkrótce nastała jesień i mama Laury kupiła jej cieplejsze buty. Na szczęście Laura nie potrzebowała już tych magicznych. Była całkiem zdrowa i potrafiła chodzić w każdych butach. Mama Laury postanowiła oddać całkiem dobre baleriny córce sąsiadki Dominice. Magiczne baleriny z żalem pożegnały Laurę, ale miały nadzieję że z nową właścicielką też będą szczęśliwe. Dominika ucieszyła się z podarowanych butów i zabrała je do szkoły jako zmienne. Nie znała ich tajemnicy, ale od pierwszego dnia poczuła, że są jakieś dziwne. W szkole nie umiała usiedzieć w ławce. Buty nudziły się ,więc robiły wszystko żeby zachęcić dziewczynkę do ruchu. Smyrały i łaskotały ją w stopy. Dominika nie potrafiła skupić się na lekcjach, gdyż trudno było to wytrzymać. Obawiając się gorszego łaskotania siedziała nawet na przerwach. Nie domyśliła się że butom potrzebny jest ruch. Męczyła się ona i baleriny. W końcu lekcje skończyły się i dziewczynka ubrała inne buty, a baleriny zamknęła w szkolnej szafce. Uwięzione w szkole były strasznie smutne i miały nadzieje, że następnego dnia będzie lepiej. Niestety nic się nie zmieniło. Tak jak poprzedniego dnia przesiedziały wszystkie lekcje i przerwy. Podobnie mijały też kolejne dni. W końcu buty nie wytrzymały. Z powodu smutku, nudy i złego humoru niespodziewanie zmieniły swój kształt. Kiedy rano Dominika otwarła szafkę zobaczyła w niej strasznie dziwaczne i śmieszne buty zupełnie jak od klauna.
– Uhhh – krzyknęła – Co to jest?
– Hahaha – usłyszała za plecami – Ale buciory! Hahaah! – śmiał się na cały głos piegowaty Marek, uznawany za największego łobuza w szkole.
Dominika stała jak zamurowana. Myślała, że to jego jego sprawka. Widocznie zrobił jej kawał.
– Zabieraj te buty – wykrzyknęła i rzuciła w jego stronę.
– Dobra jasne. Hahaha – zawołał Marek – Ale ubaw!
Wybiegł z koszmarnymi buciorami na boisko gdzie jego koledzy właśnie puszczali latawiec.
– Patrzcie co mam. To buciory Dominiki. Hahaha. Dała mi je właśnie.
– Pokaż, ale śmieszne – powiedział Igor
– Słuchajcie przywiążmy je do latawca. Zobaczymy czy poleca w górę? Ale się wszyscy zdziwią.
Chłopcom od razu spodobał się ten pomysł. Po chwili magiczne buty przywiązane do czerwonego latawca unosiły się pomału w górę. Początkowo latawiec chwiał się z dodatkowym ciężarem i nie mógł wznieść się wyżej, lecz wkrótce mocniej zawiało. Igor trzymający sznurek nie spodziewał się, że latawiec nagle wystrzeli w górę wyrywając mu jego koniec z dłoni.
– Łapać latawiec!- wykrzyknął Marek, jednak na to nie było już szans. Wiatr uniósł go razem z dziwnymi butami wysoko ponad czubki drzew i pognał w kierunku centrum miasta
– Ty gapo! – krzyczał wściekły Marek na Igora – jak mogłeś wypuścić sznurek. Miałem jeszcze tyle pomysłów co zrobić z tymi butami, a teraz wszystko przepadło.
Buty natomiast były zachwycone. Nie spodziewały się, że znów będą latać. Było inaczej niż kiedy, spadały z rollerkastera. Wtedy pędziły z góry na ziemię, a teraz unosiły się w górze lekko i spokojnie jak paralotniarze albo puszki dmuchawców. Z góry patrzały na miasto i szczęśliwe śmiały się do siebie. Buty nie wiedziały co je teraz czeka? Gdzie wylądują i do kogo trafią tym razem? Czy będą dużo chodzić, czy może grać w piłkę lub biegać?. Miały wielkie nadzieje, że trafią w dobre miejsce. Niespodziewanie zauważyły znajomy budynek z białym szyldem przy drzwiach. Był to zakład szewski pana Alfreda.
-Hurra! – zawołały do siebie – Jesteśmy w domu. Szarpnęły jednocześnie latawcem by zniżyć lot. Potrafiły już dobrze nim sterować i chciały wylądować przy drzwiach szewca. Podskoczyły i latawiec zaczął delikatnie opadać w wybrane miejsce. Wkrótce leżały pod jego drzwiami. Gdy Alfred wyszedł od razu zauważył czerwony latawiec. Podniósł go i zobaczył przywiązane do niego dziwaczne buty.
– A niech mnie! Ja chyba śnię – zawołał – Moje wyjątkowe buty! To jakiś cud albo magia. Same mnie odnalazły i wróciły.
Magiczne buty bardzo cieszyły się, że niespodziewanie odnalazły Alfreda. Chciały mu odpowiedzieć: – Tak wróciłyśmy – lecz niestety nie mogły. Starały się dać mu jakiś znak, że są szczęśliwe. Wyprężały brązowe, błyszczące czubki zupełnie jakby się uśmiechały.
Szewc cieszył się, że je odzyskał. Postanowił je odnowić, a następnie schować gdyby ich właściciel wrócił. Wiedział jaką mają moc, więc wolał ich pilnować, aby nie zostały znów skradzione.