Sosna

Rzucił wiatr gdzieś w trawy,

nasionko starej sosny.

Upadło w zarośla, leżało tam do wiosny.

Lecz nagle, gdy słonko zaczęło przygrzewać

i deszczyk je podlał, zechciało się zmieniać.

Pękła twarda łuska na małym nasionku,

wypuściło w ziemię, korzonki na słonku.

A potem do góry, pęd wypuściło,

najpierw mały, słaby, lecz z czasem sił przybyło.

I nagle mu z boku wyrosła gałązka,

To wszystko za sprawą deszczyku i słonka.

Potem długa zimę, przespała schowana

pod pierzynką ze śniegu, ta sosenka mała.

A kiedy znów słonko zaczęło przygrzewać,

deszczyk ją podlał, pięła się do nieba.

Przybyło jej gałązek, rosnących na boki,

a jej niegdyś pęd mały, był gruby i szeroki.

I każdego roku tak rosła i rosła,

aż się okazało, że to wielka sosna.