Gdzieś zupełnie niedaleko, na pewnej polanie pod lasem stoi wielki, szary głaz. Jest tam od tak dawna, że nikt nie pamięta skąd się wziął. Nawet on sam tego nie wie. Wszyscy w okolicy o nim wiedzą. Jest miejscem spotkań i odpoczynku, schronieniem, kryjówką, czasem nawet mieszkaniem. Zna różne sekrety i tajemnice. Widział i słyszał wiele. I choć nie jest żywy to wszystko czuje. Kamienne serce bije w jego wnętrzu. Czasem jest szczęśliwy i radosny, a czasem samotny i przestraszony. Wielki szary głaz, częściowo wrośnięty w ziemię, od północy porośnięty lekko mchem stoi na tej polanie niczym król czy wódz wśród traw, krzewów i drzew.
Pewnego jesiennego dnia wracali z lasu grzybiarze. Ich plecione, wiklinowe kosze pełne były dorodnych, szlachetnych grzybów. Brązowe kapelusze borowików , podgrzybków i koźlaków pachniały lasem. Grzybiarze postawili kosze na szarym kamieniu i usiedli pod nim by odpocząć. Głaz wdychał ten leśno- grzybowy zapach i był szczęśliwy. Słuchał śmiechu grzybiarzy dumnych z pełnych koszy. Zastanawiał się co to jest zupa grzybowa, czy uszka z grzybami o których opowiadali. Dziwił się po co chcą suszyć grzyby. On przecież stojąc na polanie wciąż mókł a potem schnął. I znów mókł, aż woda wyrzeźbiła w nim szpary i dziurki, które niczym zmarszczki na twarzy dodawały mu charakteru. Lubił słonce i deszcz. Cieszył go śnieg i nie przeszkadzał mu mróz. Stał i czekał na każdy kolejny dzień.
Kiedyś do głazu przypełzła żmija. Długa i zygzakowata. Wydawała nieprzyjemny syk. Choć nie musiał się jej bać, to nie lubił jej. Niestety żmija postanowiła zamieszkać pod głazem. Okrążyła go kilka razy i dostrzegła pod nim spore zagłębienie w ziemi. Zaczęła wiercić długim ciałem, aż wykopała jamę. Wślizgnęła się tam i siedziała przyczajona. Było jej w niej ciepło gdy padał deszcz i wiał wiatr. Gdy świeciło słońce wychodziła polować. Łapała myszy, czasem krety, a nawet ptaki. Potem chowała się do jamy i nie wychodziła przez kilka dni. Głaz był na nią za to zły, ale nie mógł nic zrobić. Potem przyszła zima i żmija zapadła w sen. Głaz prawie zupełnie o niej zapomniał. Cieszył się gdy przykrył go biały śnieg i gwizdał wiatr. Wiosną żmija przebudziła się i wyszła ze swojej kryjówki. Głaz martwił się, że znów będzie ją co dzień widywać. Na szczęście pewnego razu żmija popełzła w kierunku lasu i nigdy więcej nie wróciła. Na jej miejsce natomiast wprowadzili się nowi lokatorzy. W ukrytej jamie zamieszkały dwie sprytne, zwinne jaszczurki. Z nimi było bardzo wesoło i ciekawie. Głaz obserwował jak wciąż biegają tam i z powrotem. Chowały się w trawie, po czym zupełnie niezauważone przybiegały do niego. Wkrótce rodzina jaszczurek powiększyła się o osiem młodych. Wtedy to dopiero się działo. Małe jaszczureczki były niesamowicie wesołe i szybkie. Głaz cieszył się obserwując te małe zwierzątka. Tak radosne chwile zawsze długo pamiętał i wspominał przez lata. Niestety rodzina jaszczurek wkrótce wyniosła się spod kamienia. Uciekły po tym, jak pewnego razu nieduży chłopiec przybiegł na polanę. Wspinał się na głaz i zeskakiwał z góry. W końcu zauważył małą jamę pod kamieniem. Nora zaciekawiła go. Zajrzał i zobaczył ukryte w środku jaszczurki. Znalazł długi patyk i włożył go do środka. Głaz martwił się o małych mieszkańców. Na szczęście jaszczurki szybko uciekły z kryjówki. Wróciły dopiero gdy odszedł. Niestety następnego dnia łobuz wrócił z kilkoma kolegami. Od razu zaczęli wpinać się na kamień. Głaz właściwie nie miał nic przeciwko temu. Podobała mu się ta zabawa. Było mu wesoło. Jednak jego mieszkańcy nie byli zachwyceni. Jaszczurki bały się chłopców. Uciekły i niestety nigdy potem nie powróciły. Podobnie jak i chłopcy, którzy obtarli sobie kolana i łokcie na głazie. Znów było pusto pod kamieniem, który czekał co się wydarzy.
W lesie nieopodal pojawiły się wówczas jagody. Każdego ranka wielu ludzi przechodziło przez polanę. Często zatrzymywali się przy kamieniu by odpocząć lub zjeść drugie śniadanie. Kamień cieszył się wtedy. Czuł się najważniejszy na polanie. Stał od lat nie ruszony w tym samym miejscu i był z tego dumny. Wszystko wokół zmieniało się, tylko nie on. Zauważyła to pewna wiewiórka. Uznała, że to idealne miejsce na schowanie zapasów na zimę. Całe lato i jesień przynosiła nasiona , szyszki, orzechy i żołędzie. Małymi łapkami wykopywała dołki przy kamieniu chowając w nich swoje zapasy. Głaz był bardzo dumny z roli wiewiórczej spiżarni. Pilnował orzechów, by ktoś przypadkiem nie ukradł ich. Na szczęście nikt nie wiedział o tym schowku. Potem nadeszła zima i głaz czekał kiedy zjawi się wiewiórka. W końcu przyszła. Mała zwinna skoczka codziennie wykopywała smakołyki po czym uciekała szybko niosąc w pyszczku łupy. Tak było do wiosny. Głaz cieszył się, że tak bezpiecznie przechował jej zapasy.
Wiosną głaz poznał co to miłość. Pewien młody chłopak i piękna dziewczyna spotykali się przy wielkim kamieniu. Głaz co dzień czekał na tą parę. Patrzył na nich jak się śmieją, rozmawiają, przytulają. Było to miłe i radosne. Polana rozkwitła w tym czasie wieloma kwiatami, ptaki pięknie śpiewały a wiosenne słońce ogrzewało kamień. Zakochana para lubiła tą polanę i wielki szary głaz. Niestety wkrótce pod głazem zadomowiły się czerwone mrówki. Niebywale szybko zbudowały wielkie mrowisko i opanowały cały kamień. Szpary wydrążone w głazie przez słonce i wodę służyły im za tajne tunele. Łączyły ze sobą odległe komnaty. Niestrudzone mrówki biegały tam i z powrotem. Wciąż pracowały nosząc ziarnka piasku, źdźbła trawy czy martwe owady. Kamień początkowo obserwował je z zainteresowaniem. Niestety wraz z przybyciem mrówek ostatni raz zobaczył zakochanych. Mrówki pogryzły ich gdy usiedli na kamieniu i niestety zrezygnowali ze spotykania się przy nim. Szkoda. Głaz był bardzo smutny z tego powodu. Mrówki zaś panoszyły się na głazie i pod nim. Wszędzie było ich pełno. Wkrótce głaz miał ich dość, ale nic nie mógł zrobić. Na szczęście pewnego razu całe mrowisko wyniosło się z kamienia nie wiadomo gdzie. Został tylko naniesiony przez nie piasek i resztki suchych traw. Głaz znów był samotny i wolny.
Pewnego dnia na polanę przyjechał duży, czarny samochód. Głaz nigdy wcześniej nie widział takiego. Z samochodu wysiadł elegancki pan w kapeluszu i pani w kwiecistej sukience. Chodzili koło kamienia. Oglądali go z każdej strony. Pan wyjął miarkę by zmierzyć kamień. Spisał potem w notesie jego wymiary. Pani zaś oglądała jego szczeliny i szpary, a nawet skubała zielony mech. Potem długo rozmawiali. Głaz usłyszał, że planują zabrać go z polany do swojego ogrodu. Miał być ozdobą skalnika. Kiedy odjechali głaz pierwszy raz w życiu zaczął płakać. Cały pokrył się łzami. Nie chciał opuszczać swojej polany. Był na niej potrzebny i kochał ją.
Następnego dnia elegancki pan przyjechał na polanę z jakimś uczonym. Profesor obejrzał kamień po czym stwierdził, że to wapień. Zwykła, popularna skała. Nie żaden marmur czy granit. Elegancki pan uznał, że nie będzie z niego wielkiego pożytku w jego ogrodzie. Na te słowa kamień o mało nie podskoczył z radości. Był najszczęśliwszym zwykłym głazem na świecie. Elegancki pan wraz z uczonym odjechali i nigdy więcej nie wrócili na polanę. Przyjechał natomiast kto inny. Uczony zgłosił fakt istnienia wielkiego głazu do Instytutu Ochrony Przyrody. Wówczas przyjechało do kamienia kilku ważnych przyrodników. Obejrzeli głaz dokładnie z każdej strony. Pomierzyli, sfotografowali i opisali. Ułamali nawet kilka małych okruszków do specjalnych badań. Zdziwiony głaz godził się na to wszystko, bo co też mógł zrobić. Stał jak zawsze nieruchomy. Czekał co będzie dalej. Po kilku dniach przyrodnicy wrócili ze specjalna tabliczką. Przykleili do głazu napis : „To jest Pomnik przyrody. Nie wolno go niszczyć ani przestawiać w inne miejsca”. Głaz był dumny ze swojej tabliczki. Cieszył się, że ludzie docenili go. Nazwali go nawet pomnikiem. Czuł się ważny i potrzebny. Jego miejsce jest na polanie i wiedział, że nigdy jej nie opuści. Chciał nadal służyć ludziom i zwierzętom. Pilnować polany niczym stróż i czekać co przyniesie każdy nowy dzień. Teraz coraz więcej ludzi odwiedza głaz. Wszyscy chcą zobaczyć prawdziwy pomnik przyrody. A on stoi tam jak zawsze. Ponoć ostatnio zamieszkał pod nim jeż.